Moja historia

Oficjalna wersja mojego życiorysu

Beata Dwernicka

Trener i Coach

Jestem Absolwenką Wydziału Farmacji CMUJ w Krakowie, absolwentką  Szkoły Zdrowia Publicznego studiów podyplomowych kształcących Managerów Służby Zdrowia. Ukończyłam cykl szkoleń dla trenerów i coachów m.in.:  „Kurs Technik Trenerskich” -Grupa SET, „Warsztaty  trenerskie”- House of Skills, „Techniki coachingowe w pracy z zespołem”-Grupa SET, Szkoła Profesjonalnego Coachingu   Grupa Active Change Instytutu Psychoedukacji i Rozwoju Integralnego.

Kompetencje   trenerskie  które nabyłam w trakcie wieloletniej pracy  to rozpoznawanie potrzeb szkoleniowych, projektowanie programów szkoleniowych,  przeprowadzanie szkoleń w oparciu o  warsztat trenerski.

Kompetencje jako coach które nabyłam to przeprowadzenie osób przez proces coachingowy, rozpoznawanie na jakim etapie procesu jest dana osoba, dostrzegania zasobów  i zagrożeń które mogą się pojawić, dopasowywanie zadań do możliwości, wyznaczanie celów które mogą poprawić jakość życia, rozpoznawanie różnych stadiów oporu i etapów zmiany, aktywna  pomoc i wspieranie.

Umiejętności  które wykorzystuję w pracy Trenera i coacha  to  energia i zdolności innowacyjnego myślenia, solidność  w wykonywaniu zadań, łatwość przekazywania wiedzy i doświadczeń innym oraz konsekwencja w realizacji zamierzonych celów, empatia, aktywne słuchanie, brak oceny, komunikatywność, otwartość na drugiego człowieka, zaangażowanie.

Realizowałam  projekty szkoleniowe i coachingowe dla grup  oraz  pojedynczych  osób .

Indywidualnie w coachingu pracuje z zabieganymi i zestresowanymi osobami które fizycznie odczuwają skutki stresu.

Pomagam im w indywidualnym programie ”Chcę czuć, że żyję” odnaleźć spokój i równowagę w codziennym życiu.

Dłuższa wersja mojego życiorysu dla bardziej dociekliwych

Moje życie zawodowe zaczęło się w dniu w którym zostałam sama  z 8-letnim synem bez  pracy.

Mój brak przygotowania do  roli ”jedynego żywiciela rodziny”  był dla mnie barrrrrrrrrrrrrdzo dużym wyzwaniem.

Cóż było robić.

„Zakasałam rękawy” i wzięłam się do poszukiwania pracy.

Moją największą motywacją był mój syn, któremu bardzo chciałam przywrócić, względnie, normalne życie.

Po dwóch miesiącach poszukiwań oraz  dzięki  pomocy moich przyjaciół znalazłam pierwszą pracę.

Zostałam Przedstawicielem Medycznym w małej szwajcarskiej firmie. Byłam zadowolona bo mogłam już sama – bez pomocy rodziców –  utrzymać siebie i syna.

W następnej  firmie, w której zaczęłam pracę, były lepsze  zarobki, miałam do dyspozycji samochód służbowy i  po okresie trzech lat awansowałam na stanowisko Regionalnego Menagera.

Pomyślicie – żyć  nie umierać.

I tak było na początku.

Pracowałam, wychowywałam syna, jeździłam na wakacje.  Było mnie stać na wybudowanie domu. Ale coś za coś. Praca jako menager była bardzo wymagającym zajęciem. W mojej grupie Menagerów byłam jedyną kobietą na 8 mężczyzn. Konkurencja była bardzo duża i oczekiwania pracodawcy również. Za to  mięliśmy fajny  zespół który ze sobą współpracował. Pomimo tego praca na pełny etat, wychowywanie samodzielne syna  i budowanie domu było bardzo kosztowne dla  mojego zdrowia i fizycznego i psychicznego.

Były takie dni, że o 18 wieczorem  byłam nieprzytomna ze zmęczenia.

Na dodatek pewnego pięknego dnia okazało się, że przyszedł na stanowisko dyrektora nowy Szef.

Zaczął od chęci zwolnienia 30% pracowników dla przykładu . Kiedy mój bezpośredni szef odmówił został zwolniony a razem z nim  15 osób z marketingu i sprzedaży. Na resztę zespołu padł blady strach.  Nigdy nie wiedzieliśmy na kogo przyjdzie kolej do zwolnienia. Nie liczyły się ani wyniki sprzedaży, ani realizowanie innych celów firmy, nikt nie był pewny kolejnego dnia pracy.

W  miedzy czasie   zaczęły pojawiać się u mnie  różne  fizyczne dolegliwości. A to moja wątroba odmawiała posłuszeństwa, a to ujawniły się wrzody a innym razem lekarz stwierdził że, mam „zespół jelita wrażliwego”  i muszę na siebie uważać. Ale jak? nie powiedział. I tak przez większość część dni „coś” mnie bolało „coś” nie działało jak należy. Wszystko jednak kwitowałam stwierdzeniem: widocznie tak musi być. Nie zdawałam sobie spawy jak wyniszczam mój organizm.

 Pracowałam w takim stresie około  roku. Któregoś dnia, kiedy przyszłam do pracy moja koleżanka zapytała mnie ”Czy dobrze się czuję” bo bardzo źle wyglądam. Po namowach koleżanki poszłam do lekarza. Okazało się, że mam półpaśca, chorobę która przydarza się osobom  które bądź mają chorobę nowotworową bądź są skrajnie wyczerpane!.

I tu rodzi się pytanie? Czy musiałam doprowadzić się do takiego stanu?

Gdybym wcześniej zareagowała na sygnały które dawało moje ciało zapewne nie doprowadziłabym się do stanu skrajnego wyczerpania. Ale cóż w momencie kiedy moja głowa nie reagowała na sygnały płynące z mojego ciała, musiało wreszcie  dojść do wyczerpania zasobów energii.

I to był zarówno koniec mojej pracy w firmie farmaceutycznej jak i początek innego życia.

Na początku czułam się jak zwierzątko w ZOO któremu po 9-u latach otwarto klatkę i nie bardzo wie co zrobić.

Cóż z tego, że nie musiałam odbierać tysiąca telefonów, mailować, jeździć w teren z Przedstawicielami, nadzorować, coachować, trenować kiedy okazało się, że nic innego nie umiem już robić,  a w dodatku nie mam pracy i pieniędzy.

I znów poczułam, przeżywając to bardzo mocno,  że nadszedł kolejny czas wyzwań.

Po ochłonięciu i kiedy minął  pierwszy szok spowodowany zmianą mojego życia zapisałam się  na kursy trenerskie i okazało się, że mogę być trenerem freelancerem.

 Wiele wysiłku i zaangażowania wymagała ode mnie nowa praca. Nie łatwo zacząć  prawie wszystko  od zera gdy się  ma naście  lat. No cóż – pomyślałam – taki jest koszt zmiany którą sobie sama zafundowałam, nie zwracając uwagi na samą siebie..

Po jakimś czasie zapisałam się do  szkoły  coachingu i dopiero wtedy poczułam, że zaczynam robić  to co naprawdę najbardziej lubię- coachować.

Droga którą przebyłam żeby zostać coachem wymagała ode mnie  dużego zaangażowania i determinacji. Czy było warto?

Żeby zostać coachem musiałam  nie tylko skończyć szkołę, ale samej przejść przez cały proces coachingowy i to w różnych wymiarach zarówno osobistych problemów jak i zawodowo – kompetencyjnych. Musiałam stawić czoła własnym słabością, dowiedzieć się kim jestem, dlaczego jestem taka jaka jestem, co mnie motywuje i co mnie ogranicza czyli „przewałkować siebie”.

Trwało to kolejne dwa lata czyli podsumowując dwa lata szkoły, dwa lata spotkań z osobistym coachem dwa razy w miesiącu, czytanie na bieżąco fachowej literatury.

 Zatem czy warto? Odpowiedź na to pytanie jest prosta:

Oczywiście, że tak! Warto – właśnie po to, żeby robić to co się lubi i przy okazji zarabiać pieniądze.

Dlatego uważam, że nie warto umywać rąk od odpowiedzialności za swoją przyszłość.

Nie mówię, że zmiany których dokonujemy w życiu są „łatwe” wręcz odwrotnie wychodzenie poza strefę swojego komfortu wymaga odwagi i zdeterminowania. Za to nagroda którą sobie dajemy za trud i wysiłek, w postaci życia w komforcie ze sobą samym, jest tego warta.

Tak uważam i zachęcam każdego który ma chęć i odwagę zmieniać swoje Życie na  lepsze do robienia tego!

Share This